Ogólnie lubię Johna, ale co do tego albumu mam mieszane odczucia..
01. John O’Callaghan feat. Sarah Howells - Find Yourself < taki imprezowy kawałek raczej, ale można posłuchać; wpada w ucho i ten fikuśny, fajny wokal Sarah; całkiem lubię.
02. John O’Callaghan feat. Jaren - Surreal < jeden z utworów, które na albumie należą do tych lepszych; mogą wpaść w ucho. Odzywa się tu moja słabość do głosu Jaren;] Lubię partię wokalną.
03. John O’Callaghan feat. Audrey Gallagher - Take It All Away < za wokalem Audrey, jak większość, nie przepadam. Ten trak mi nie podchodzi, głównie właśnie z powodu wokalu. Jako instrumental produkcja mogłaby się jako-tako obronić, bo zawiera niezłe fragmenty. Zgodziłabym się w dużej mierze z Johnnym:
JohnnyKnoxville napisał(a): John O'Callaghan - Take It All Away sądząc po tym krótki samplu jest świetny <<<<< czuć talent JOCa i po prostu widać że jest doskonałym producentem, tylko gdyby nie ten tragiczny wokal
Liquid fire: Nawet mi się trochę podoba. Nie takie do końca złe. Dość fajny wokalny sampel;]
Out of nowhere: To chyba najmilsza niespodzianka na albumie; kawałek, który najbardziej mi zapadł w pamięć i ucho;] Nie jest super, ale charakterystyczny w jakiś sposób i wokal Josie oraz melodyjność sprawiają, że co jakiś czas powracam do OON. Bardzo polubiłam, nie wiem do końca dlaczego.
Never fade away: niby nic specjalnego, ale melodia i wokal dość ładne; zapamiętałam.
Broken: Dosyć charakterystyczny jukej-trens ;] którego nie jestem jednak jakąś większą fanką.
Every lesson...: Ładne transowe brzmienia, ale niestety niewiele z tego wynika.
Don’t look back: trochę fajne, ale nudne ;] Wiele z tych traków ma po pięć-sześć minut – on po prostu już chyba nie miał co robić w tych kawałkach, nie miał pomysłów, które mogłyby je ożywić.
Megalithic: do tego kawałka nie mam jednoznacznego stosunku. Najpierw go lubiłam, potem stwierdziłam, że nie jest za fajny. Teraz już sama nie wiem
Big sky [Acoustic]: nigdy nie przepadałam za „Big sky”, niezależnie od wersji. Wokal mnie niezmiennie odstrasza. Cóż – ciekawy akustyczny eksperyment, ale tylko tyle..
Album nie jest tragiczny, ale od Johna wymagałabym nieco więcej.. Jest zbyt Armadowo, Arminowo, popowato.. Skłaniam się do zgody z poniższą wypowiedzią:
TBk2000 napisał(a):Szkoda goscia, szkoda, bo niegdys robil naprawde dobry stuff