Heh moje wraŻenia sa nieco inne. Nie do konca dla mnie festiwal, więc więcej już raczej tam nie zawitam. 320 zł troche trzepie po mordzie za 4 dni (własciwie to 3, wtajemniczeni wiedzą;). Nie dla mnie, troche za bardzo rockowy, 'komercyjny' i ogólnie spodziewałam sie czegoś ambitniejszego jednak. Zaś zdzieranie 10 zł za depozyt od rzeczy śmieszne. Nie mówiąc już o zasadach wpuszczania z aparatami czy o kartach Alter za 50 zl, z którymi oszukiwali. Nie tylko mnie.
Plusem jest takie miasteczko zróżnicowane festiwalowe z mnóstwem stoisk ( w tym Sennheisera, mogłam słuchawki przetestować;p), niestety nie wszystkich powiązanych z muzyka. W Red nie byłam, za to ostatniego dnia nawiedzilam Burn Beat Stage. Na początku słabizna była, ale wiedziałam, że jak Ros wejdzie to rozwali to miejsce i tak też było. Sążne DNB na przednim technicznym poziomie . Az się wychodzić nie chciało. Po krótkiej rozmowie z Aurim który miał niedługo wchodzić za sprzęt poszłam obejrzec "Berlin Calling". Nie jest może to superfilm, ale i tak zrobił na mnie spore wrażenie. Zwłaszcza niektóre kadry. Koniecznie musze przesluchac muzyke do niego zrobioną przez Kalkbrennera. Ta która leciała była super.
Ogólnie na plus Prodigy, Moby i Basement.
Byłam niby 4 dni, ale tak naprawdę to 3, bo tego dnia, co było Pendulum zabalowałam z gdyńską niezastąpioną ekipą i po prostu już nie zdązyłam, tak późno było jak wróciłam. Trochę załuję, może jeszcze kiedyś będą Pendulum w Polsce, to uda się ich zobaczyć i posłuchać. Jednak imprezza jaka się wykręciła tego dnia była wręcz lepsza niż Open'Erowe koncerty niejedne
Nieco szkoda jak potem słyszałam ludzi mówiących że Pendulum ok ale mniejsza o to bo tamten dzień był świetny.
W ciągu 3 dni nie zdążyłam zwiedzić wszystkich scen, miejsc i atrakcji, jakie oferował Heineken Open Er. Nie byłam też zależna tylko od siebie i nie moglam zawsze chodzić, gdzie mi się chciało. Popełniłam też błąd w postaci niewzięcia ładowarki do telefonu i już na początku wyjazdu mi sie prawie wyładował. To był głowny problem który utrudnił mi życie ale poradziłąm sobie jakoś:) Ostatniego dnia poszłam sobie do Burn Beats Stage. Na początku grał ktoś o xywce na B (nie pamietam). Takie dyskotekowe housowo-soulowe nie wiadomo co. Raczej taka troche popelina jak dla mnie. Nie podoba mi się taka muzyka. Ludzi na początku na parkiecie było z 5. Za jakiś czas ponownie nawiedziłam tę scenę. Grał Ros i oczywiście cały ten "schron", gdzie zorganizowana była scena, pękał w szwach, bo ludzie się wkręcili w dobre dnb. Też zaczęłam się gibać. żałuje że Auricoma już nie mogłam posłuchać, bo od razu po Prodigy musielismy jechac na dworzec. Z setu Rosa nie chciało mi się wychodzić, ale zdecydowałam, że pójdę obejrzeć zaczynający się akurat film "Berlin Calling". Pierwszego dnia obejrzałam już jego połowę, tyle że emisję przerwał brak prądu o_O Byłam bardzo ciekawa ciągu dalszego. Tym razem obejrzałam w całości i nie żałuję.
Byłam na występie Arctic Monkeys. Nigdy wcześniej ich nie słyszalam. średnio mi się podobali. Większości zespołów, które tam były, nie znałam w ogóle. Sporo w tym mojej winy - mogłam zapoznac się przed festiwalem, ale mi się nie chciało;p Widziałam fragment koncertu Lilly Allen. Nie jestem wielbicielką takiej muzyki, ale dała radę i wesoło było. Jeszcze ten utwór pod tytułem "F**k you" ;p
Prodigy. Po 4 pierwszych utworach moje towarzyszki już poszły:P ja zostałam jeszcze troszkę, ale samej nie chciało mi się stać długo. Dość daleko od sceny stałam, bo z przodu jak próbowałam się przepchnąć, to był już niewyobrażalny ścisk, że by tam stać i słuchac sie nie dało. Zobaczyc i posłuchac Prodigy to było jednak przezycie spore. Pocisnęli coś z ostatniej płyty (chyba), której oczywiście nie sluchałam:| Na szczęście trafiło się też parę urozmaiconych starych hitów takich jak 'Firestrater' (ogień! tańczyłam na trawie). Zagrali "Breathe", które mam na kasecie. Niesamowity moment wejścia tego utworu. Szaleństwo. Potem trochę się darli i przeklinali;p
Moby. Bardzo szkoda, że nie mogłam zostać do końca. Fantastyczny człowiek. Nie wiedziałam że jest takim multiinstrumentalistą - śpiewał, grał na gitarze, na bębnach... spodziewałam się, że tylko będzie miksował. Cudowny moment - Why does my heart feel so bad. Przepiękne zaśpiewane przez czarnoskórą wokalistkę. Jeden z moich najukochańszych tracków M. Jak wychodziłam leciał inny starzutki hit, tytułu nie znam, ale sluchałam tego w dzieciństwie. Bardzo lubie. Zdaje się, że poleciało "Wait for me".
Basement Jaxxx. Też tylko fragment widziałam. Oni robili prawdziwy skoczny show, nie można było się nudzić. Muzycznie spodziewałam sie nieco innych klimatów, w rodzaju 'Where's your head at' lub "Rendez vous". A tu takie disko;] Jednak mieli to wszystko świetnie przygotowane i mi się całkiem podobało. Ludzi rozruszali i zaczęło się harcowanie na polanie;)
W Tent Stage słuchałam trochę The Black Tapes, ale mi sie nudziło i poszłam się przejść;p Potem byłam na Young Talents Stage i grali The Calog. Podobnie do Myslovitz choć teksty mi się wydawały słabsze. Momentami całkiem nieźle rockowo. Nagłosnienie było nie bardzo. Oczywiście zapomniałam zatyczek;]
The Kings Of Leon. Moje pierwsze zetknięcie z zespołem. Nie "mój" rock, ale dali radę. Wokalista ma bardzo charakterystyczny głos.