To ja napiszę coś od siebie:
Second Dive – połączenie gitary elektrycznej i orientalnie brzmiącej klasycznej + plus chórki brzmi interesująco, kobiecy, arabski wokal brzmi trochę tandetnie, o wiele lepiej męskie wstawki wokalne pod koniec numeru. Utwór z nieco psychodelicznym zacięciem.
Hashkini – klasyczna stopa 4/4, ciepły klimat, przeciągłe pady w tle, około 2 min wchodzi oldschoolowy motyw, które rzeczywiście ma cechy wspólne z trance. Wokal drażni mnie strasznie.
African Lullaby – ciekawie zbudowany numer, przepełniony orientalnymi wstawkami instrumentalnymi, które brzmią naprawdę interesująco. Wreszcie wokale, którym nie mam nic do zarzucenia. Brzmienie wprost z Czarnego Lądu.
Cosmic Story – podobnie jak w przypadku African Lullaby i Hashkini oparty na stopie 4/4 z bogatą gamą etnicznych brzmień i przyjemnymi dla ucha lekkimi wokalami.
Georgian Flute – może nie są to jakieś wysublimowane orientalne brzmienia, ale słucha się tego przyjemnie, ze względu na flet, szamańskie odgłosy trochę zalatuje materiałem z Amethystium – Odonata. Dochodzą wstawki perkusyjne. Wokal już co najwyżej średnio mi podchodzi.
Angels Violin – partie smyczkowe z wstawki chóralnymi stanowią tutaj duży atut. Nieco bardziej stonowana stylistyka.
My Diana – gdyby nie irytujący wokal byłoby całkiem przyzwoicie. Pojawiają się psychodeliczne elementy i gitarowe riffy.
Ah La Salam – znowu wokal psuje moją pozytywną opinię o tym kawałku. Lekki i przyjemny w odbiorze. Fajny motyw wchodzi około 2:10, dobrze brzmiałby w wersji dub
Playing With My Self – stosunkowo dynamiczny, psychodeliczny początek może się podobać. Ciekawie się nakręca, pojawiają się elementy wokalne i wibrujący kosmiczny motyw a w drugiej części większa dawka orientalnych wstawek instrumentalnych.
Simply Groovy – przyjemny, plażowy klimat, chyba pierwsza pozycja na albumie pozbawiona wokalu.
Spooky – sporo interesujących ciepłych brzmień, nieco podobny klimat jak w przypadku Simply Groovy.
Angels Love – skutecznie zniechęcający kobiecy arabski wokal, a szkoda, bo bez niego utwór brzmiałby zdecydowanie lepiej.
Sweet Innocent – kawałek z pomysłem, subtelne, głębokie brzmienie z fajnie zarysowanym tłem. Tak jak już Kubo pisał czołowa pozycja tego albumu.
Mariana - w porównaniu do poprzedniego numeru wypada słabiej, choć konwencja podobna.
Przyjemny w odsłuchu albumik dla tych, którzy lubią dźwięku w stylu Enigmy, Ery, Amethystium i tym podobnych
Pod względem instrumentalnym album brzmi naprawdę ciekawie. Gorzej w przypadku wokali. Wprawdzie pachną orientem czy szamańskimi przyśpiewkami jednakże nie są najwyższych lotów, a w niektórych przypadkach wręcz prosiłoby się o ich wyeliminowanie. Wśród zalet wymienić należy również wstawki chóru. Niemniej jednak próżno szukać tu nagrania pokroju Bliss. Ale warto posłuchać dla relaksu.
Kubo, słuchałeś w takiej kolejności w jakiej opisywałeś te kawałki? Bo wg tracklisty kolejność troszkę się różni