O Sunday Club pisano na naszych forach parokrotnie, o produkcjach Marca Mitchella także. Jednak nie kojarzę, aby poruszany był utwór, którego niniejszy temat dotyczy, mianowicie 'Eterna's Flight'. Znamienne jest, że numer nie został wydany osobno, w formie winyla albo singla cd.
'Eterna's Flight' to, podobnie jak reszta utworów duetu Mitchell&King, rzecz dość długa. Jednak każda minuta jest tutaj fragmentem szerszej całości. Sporo tutaj kojarzonych z trance'u (najlepszego sortu) buildup'ów, elementów house'u (tego progresywnego) spod znaku Guerilli i Jackpot, oraz wysokiej jakości dźwięków - Marc Mitchell zdążył już nas do tego przyzwyczaić, także tymi ostatnimi wypustami ('Eternal Love' i remix do 'Beautiful' Orkidei). 'Eterna's Flight' nie przysporzy radości tym, którzy odnajdują się w łatwych emocjach prostackich melodyjek i w beznadziejnych wokalizach.
Takich 'intro' jak mamy do czynienia w 'Eterna's...' to dzisiaj już chyba nikt nie tworzy, bo i po co? Numer musi zaczynać się kickiem (najlepiej low-kickiem) albo 'chichhatem' i chuj. Po co intro? Chyba że specjalna wersja, na wielką imprezę, albo na 'guest-mixa' do kogoś znanego.
W 1997 roku Sunday Club opublikują jeszcze w Stress Records numer, który później stał się klasykiem: Healing Dream, z remixem PvD (nota bene świetnym).