Kwestia jaką poruszyliście jest niesamowicie trudnym tematem. Trzeba by się zastanowić najpierw czym jest dziecko? Czy jest to zbitka komórek macierzystych, bez wykształconego układu nerwowego (czy nawet cewki nerwowej), które jest z początku tylko kolejną "tkanką" w organizmie matki? Bardzo dobrze rozumiem - życie to życie, ale można by w tym ujęciu uznać, że poronienie jest albo formą samobójstwa, bądź zabójstwa wykonanego przez biologiczne mechanizmy matki (nikt nie wie i nawet nie wyobraża sobie liczby poronień na świecie, czy nawet w Polsce).
Jeśli idzie o gwałt to sprawa jest dla mnie bezsporna, ale decyzja o aborcji niepełnosprawnego płodu jest już trudniejsza. Z jednej strony jeśli dziecko się narodziło to znaczy, że było wystarczające silne by wyjść na świat, z drugiej strony kiedyś takie dziecko nie miałoby szans przeżycia na zewnątrz - walka o byt, najsilniejszy wygrywa. Mamy teraz odpowiednie narzędzia by takie dzieci mogły żyć, ale czy to życie będzie godne??? Dziecko cały czas pod respiratorem, 24h przykute do łózka, albo nie mające świadomości, np. że żyje, jest człowiekiem itd, bądź żyjące w ciągłym bólu. To kwestie moralne nad którymi każdy zastanawia się oddzielnie, zresztą temat ten można by podciągnąć również pod eutanazję (zakazaną w Polsce). Zarówno z aborcją jak i z eutanazją wiążą się, jakby nie patrzeć, koszty podtrzymania życia. To dopiero zagadka moralna - czy pozwolić komuś żyć w męczarniach, czy skrócić jego cierpienia, a jednocześnie nie płacić tysięcy złotych (od razu mówię, że jestem przeciw eutanazji, bo ludzie są jeszcze zbyt głupi i na kasę). Nie umiem się ustosunkować w tej kwestii ani do eutanazji z litości, ani do aborcji.
Została kwestia planowania rodziny. Zgadzam się z wcześniejszymi opiniami rdk. Ale właśnie co jeśli komuś pęknie gumka, albo tablety źle zadziałają (mają zdaje się 99,9% skuteczności, choć też zależy które). Powiecie, że jest pigułka "72h po" (legalna, na receptę), ale czy to też nie jest aborcja? Zabija zapłodnioną komórkę, wywołując poronienie. No, a co jeśli nie wie się, że TO się stało mimo antykoncepcji? Nie sądzę by wszyscy, którzy stosują antykoncepcję uprawiali seks, gdyby nie było zabezpieczeń. Mówicie o odpowiedzialności - okej, zgadzam się. Ale zauważcie, że gdyby nie było antykoncepcji to nie byłoby takiej ilości seksu. Załóżmy 2 sytuacje - jest "gorąco", oboje jesteście podnieceni, chcecie tego, ale... boicie się ciąży. Nie ma gumek, strach przeważa, koniec zabawy. Druga sytuacja - oooo, mam gumki, strach zostaje zniesiony, pożądanie wygrywa. Wiecie o co mi chodzi? Tu już nie chodzi o odpowiedzialność, ale o pożądanie, o emocje, a zawsze czy to w sklepie, czy gdziekolwiek działamy jak nam każą emocje. Gdy strach jest zniesiony, to jednocześnie nic nie blokuje żądzy. Oczywiście trzeba być odpowiedzialnym za to co się robi, też tak uważam jednak staram się nieco głębiej spojrzeć na problem.
Nie podobają mi się wasze przykłady z krowim gównem A co jeśli zamiast gówna wiedziałbyś, że na tej samej drodze masz 30% szansy (powiecie, że zawyżam, ale przyjąłem 4 dni płodne w 28 dniowym cyklu co daje 15%, a do tego jeszcze jakaś możliwość zajścia w dni niepłodne) na trafienie na MINĘ. Na drugim końcu czeka Cię (załóżmy) 10 000 zł? Możesz sobie zjebać życie, nie będziesz mógł chodzić,bo urwie Ci nogę. Druga sytuacja - szansa wpadnięcia na minę wynosi 0,1%, a do wygrania tyle samo.
Wiecie, że na dalekim wschodzie aborcja jest akceptowana (po cichu)? Rodzi się tam znacznie więcej chłopców niż dziewczynek. Czemu? Kasa!!!!!! Dla dziewczynki rodzina musi mieć posag. Zjawisko aborcji występuje powszechnie w Chinach, czy Indiach. Rocznie wykonuje się tam ok. miliona aborcji.
Nie chcę nikogo przekonywać, że aborcja jest dobra czy zła, bo i tak każdy będzie trzymał się swojego zdania bez względu na to co powiem. Chciałbym tylko byście spojrzeli na sprawę nieco inaczej.
I jeszcze
petrohol9 napisał(a):Tak samo jest z sexem, ale jest taki motyw, że my jako zwierzęta mamy sex po to, aby sie rozmnażać.
No nie mogę się zgodzić... Gdyby człowiek używał seksu tylko dla rozmnażania to kobieta miałaby tylko jeden okres w roku (kilka dni płodnych) i właściwie nie płynęłaby z tego żadna przyjemność, szczególnie dla kobiety (!) oraz płaską klatę (poza okresem karmienia), żeby nie przyciągać facetów! Takich "akcji" jest więcej, podałem te najbardziej obrazowe, które pośrednio lub bezpośrednio świadczą o tym, że seks u człowieka wykształcił się nie tylko do rozmnażania, ale głównie do podtrzymywania związków (monogamicznych). Prawdę mówiąc, najbardziej przekonujące jest to, że jeśli seks służyłby tylko rozmnażaniu to kobiety (jak u większości innych gatunków) nie miałyby orgazmu, ani ogromnej ilości sfer erogennych rozsianych po całym ciele. To, że seks służy podtrzymywaniu związków jest przyjmowane za fakt, a nie spekulacje.