Pozwoliłem sobie skorzystać z dobrodziejstwa pewnego niszowego obecnie forum i przekleić zawartość powyższego tematu Ale przechodząc do sedna:
Asura - Lost Eden
Tracklista:
1 Prologue (2:14)
2 Lost Eden (5:53)
3 From The Abyss (4:16)
4 Raindust (4:25)
5 Land & Freedom (5:16)
6 Fahrenheit (3:55)
7 Requiem From Nowhere (9:53)
8 Incoming (3:38)
9 The Battle Of Devas (10:13)
10 Le Vol D'Icare (7:34)
O ile nie jest to z całą pewnością pozycja dla tej części forumowej braci, która gustuje w szybkich, tech'owych klimatach, o tyle poszukiwaczy downtempo'wo-orientalnych brzmień gorąco zachęcam do zapoznania się z tym wydawnictem.
Jest to drugi w dorobku album Asury, wydany w 2003 roku. Pierwszy - Code Eternity - ukazał się trzy lata wcześniej i utrzymany był w nieco innym, szybszym klimacie.
Wracając do Lost Eden - materiał na nim zawarty jest różnorodny. Jeżeli ktoś wcześniej miał okazję usłyszeć pierwszy album formacji na pewno poczuł się zaskoczony ewolucją brzmień oraz dużą ilością męskich i kobiecych wokali, które znalazły miejsce w Raju Utraconym.
Całość rozpoczyna krótkie bo nieco ponad dwuminutowe klimatyczne outro. Zaraz za nim jedna z najciekawszych pozycji na płycie - tytułowy Lost Eden okraszone bardzo przyjemnym orientalnym męskim wokalem, który przywodzi mi na myśl tytułowy kawałek z tegorocznej płyty Moshic'a.
Dalej mamy stonowanie emocji za sprawą From The Abbys, by móc znowu pochłonąć się w myślach przy Raindust, które bez zastanowienia umieściłbym w soundtracku do The Beach obok Moby'ego czy Orbital Podróży ciąg dalszy -następna pozycja Land & Freedom przenosi nas w deszczowe lasy równikowe, brzmi bardziej downtempo'wo a w tle przewija się piękny harmonijowy motyw.
A po Land & Freedom nadchodzi Fahrenheit - kolejny z moich faworytów na krążku, stylistycznie odbiegający od dotychczasowych kawałków - szybszy o wyraźnym bicie a przy tym niezwykle nostalgiczny, wyraźnie nawiązujący do poprzedniej płyty Asury - szkoda, że trwa tylko 3.55. Requiem z kolei w pierwszej fazie przywołuje odgłosy nocy w jakimś bliżej nieokreślonym buszu. Kolejna mocna pozycja. Dalej Incoming - świetny wkręcający bliskowschodni motyw, przeplatany nieokiełznanym szamańskim "wokalem"? The Battle Of Devas to przykład na świetne aczkolwiek powolne budowanie atomsfery.
Ostatnie na płycie z francuska brzmiące Le Vol D'Icare stanowi stylistyczne dopełnienie albumu, co sprawia, że po jego przesłuchaniu trudno o odczucie niedosytu.
Polecam album, jak również zapoznanie się z twórczością Asury i innymi projektami byłego czlonka tej formacji Vincenta Villuis: Aes Dana, H.U.V.A. Network.