Wreszcie znalazłem czas na solidny odsłuch materiału i ... nie zawiodłem się
Synergia ambientowych krajobrazów, wzbogaconych mrocznym, ezoterycznym brzmieniem, zagęszczającym przestrzeń poszczególnych utworów wyszła albumowi na dobre.
Otwierające
Alignments zdecydowanie wytwarza odpowiedni nastrój, by wyczuć, co autor miał na myśli tworząc ów album. Cechuje je dynamika, jak na downtempo’we wydawnictwo, melancholia i swego rodzaju pesymistyczne, zamglone spojrzenie na rzeczywistość.
Bam brzmi niezwykle racji etnicznych naleciałości i instrumentalnego motywu, a całości dopełnia przeszywający synth. Zresztą utwór ukazał się już trzy lata temu na szóstej odsłonie Fahrenheit Project.
Oxyd z kolei bardziej mroczne, a chwilami przeszywające ze względu na złowrogie sekwencje partii smyczkowych i diabelskie pomruków.
Heights również ma sporo do zaoferowania. Zapadające na dłużej w pamięci proste, aczkolwiek nadające utworowi charakteru riffy gitarowe stanowią tutaj mocne ogniwo.
Za sprawą następnej pozycji album nabiera tempa.
Adonaï stworzone w nieco odmiennej, zahaczającej o progressive, stylistyce - zdecydowanie bardziej dynamiczne, z wyraźnie zaznaczonym beatem i klasyczną stopą, a przy tym mroczne z kwaśnymi sampelkami.
Tytułowe
Leylines to kontynuacja klimatu poprzedniej pozycji, z tym że beat zdaje się jeszcze bardziej nacierać, w pewnym momencie uzupełniony wejściem głównej melodii,; zresztą psy-progresywna (morning trance’owa ?) rytmika i różnorodne osamplowanie znakomicie się tutaj uzupełniają.
Przyznać trzeba, że Villuis w tej stylistyce czuje się jak ryba w wodzie. Z pewnością zaowocowała tutaj przygoda z Asurą.
Zresztą
Lysistrata kontynuuje zapoczątkowane dzieło. Świetne intro i outro w tej pozycji w postaci partii smyczkowych, a cała reszta w konwencji zbliżonej do dwóch poprzednich numerów.
Załamanie w kierunku ambient następuje wraz z
Signs. Utwór jest taki głęboki i wymowny. Brzmi wręcz mistycznie. Wstawki wokalne rodem z jakichś średniowiecznych rytuałów religijnych. Mroczne, wyraźnie zarysowane tło, z dużą dozą przestrzeni powoli ustępuje pola hipnotycznemu kobiecemu głosowi i pełnej ezoteryzmu melodii. Ogólnie chętnie posłuchałbym Signs w remixie chociażby Kintara
Inter brzmi nieco słabiej zważywszy na bezpośrednio poprzedzające go utwory, aczkolwiek powrót zalążków połamanych rytmów urozmaica wydawnictwo.
Całość domyka
Blossom, rozkręcające się z minuty na minutę, konstrukcją zbliżone do Inter, a więc połamany rytm, psybientowa stylistyka i ciekawy motyw wyeksponowany w drugiej części utworu.
Podsumowując, naprawdę kawał dobrej roboty , nastrój może nieco pesymistyczny, nastrój mglistych poranków, znakomicie sprawdzający się w późnych nocnych wyprawach w krainę dźwięków rodem z Ultimae Records.
Moimi faworytami opisywanego wydawnictwa są:
Lysistrata, Signs, Leylines, Adonai, a wraz z kolejnymi odsłuchami
Blossom i Alignments. No i byłbym zapomniał -
Bam, które miałem okazję poznać nieco wcześniej.